środa, 16 listopada 2016

FutureSport (1998) - recenzja



Obejrzelibyście film z pogranicza sci-fi z Supermanem i Wesley Snipesem? Bo jeśli tak to koniecznie zajrzycie do lat 90-tych, bo właśnie wtedy pojawił się film „Futuresport” a po naszemu „Sport przyszłości”.
Film dzieje się całkiem niedługo, bo w 2025 roku, kiedy po upadku NBA, narodowym sportem jest wymyślony przez niejakiego Fixxa (Wesley Snipes) FutureSport. To swoista krzyżówką jazdy na desce, piłki ręcznej i rugby, stworzony w amerykańskim, gangsterskim podziemiu która miał pokojowo rozwiązywać spory terytorialne. Szybko jednak FutureSport ten przeniósł się do mediów i na warte miliardy stadiony, a Jordanem nowego sportu jest Tre Ramzey, grany przez aktora nazwiskiem Dean Cain, którego znanym jako tytułowego bohatera z serialu „Nowe przygody Supermana” (1993-1997)!
Drugą osią w filmie są terrorystyczne działania organizacji niepodległościowej z Hawajów, które chcą się uniezależnić od Stanów Zjednoczonych. W dodatku po cichu są wspierani przez swoistą Unię Europejską Pacyfiku, której mocodawcy zaciągają bardzo wschodnim akcentem. Nawet dla Nas, Polaków, jest to wschodni akcent....
Nie muszę chyba dodawać, że dojdzie do konfrontacji obu elementów, tworząc swoistą wybuchową mieszankę, w której sport ma zastąpić wojnę, a której przedsmak możecie zobaczyć w tym trailerze.




Film czerpie bogato zarówno z gatunku sci-fi (deskolotki!), jak i stereotypów obecnych w latach 90-tych dotyczących przyszłości, niektórych nacji z całego świata aż po zachowania sportowców – mniej lub bardziej odpowiedzialne. I choć nie stroni od brutalności, to nie dominuje ona całej historii, która opiera się o dość standardowy schemat rozwoju osobowości głównego bohatera. Wszechobecna muzyka elektroniczna dodaje tylko smaczku do wizji świata, która teoretycznie ma się spełnić za kilka wiosen…
Całość została stworzona jako produkcja telewizyjna, nie kinowa, więc nie ma co oczekiwać hollywoodzkiego rozmachu, niemniej efekty specjalne są przyzwoite, a aktorzy dobrze dobrani do swoich ról.
A na koniec zostawiam rolę Snipesa, który wręcz idealnie pasuje do postaci nieco ekscentrycznego mentora. I stanowi miłe przypomnienie tego aktora, który w innym filmie zdefiniował na nowo zabijanie wampirów we współczesnym świecie, niejako przywracając modę na te stwory.

BJK


4 komentarze:

  1. Koniecznie muszę zobaczyć ten film, ale w towarzystwie mojego taty, pn uwielbia takie klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pora nadrobić zaległości filmowe :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam o tym filmie, ale go nie widziałam - myślę, że najwyższy czas to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może być ciekawie, zwłaszcza, że teraz nam bliżej do roku 25 niż do lat dziewięćdziesiątych, można więc porównać rzeczywistość, jaką twórcy przewidzieli, z tą jaka jest teraz:)

    OdpowiedzUsuń